- Chciałbym dać ci prawdziwą radość, ale obawiam się, że
będzie to u mnie trwało dość krótko. Pewnie będę... niecierpliwy - Ja też - odpowiedziała szczerze. Od ostatniego pocałunku już drżała w oczekiwaniu. - Ale potem będzie jeszcze cała noc - brnął wytrwale Diaz. - I na pewno ci to wynagrodzę. an43 297 Jego nerwowość była całkiem pociągająca. Milla miała raczej wybredną naturę i nie lubiła zbytniego wyuzdania. Wyznania Diaza działały na nią kojąco. - Jesteś zdrowy? - zapytała. Głupotą byłoby się nie upewnić. - Tak. Nie byłem ze zbyt wieloma kobietami i nigdy nie miałem prostytutki ani narkomanki. Co trzy miesiące oddaję krew na Czerwony Krzyż, tam ją przy okazji badają. Powaga, z jaką wygłosił to oświadczenie, ujęła Millę. W każdej innej sprawie Diaz był tak denerwująco pewny siebie; lubiła tę jego drugą, bardziej ludzką stronę. Czuła, że musi najpierw naprawdę zaufać kobiecie, żeby się przed nią choć trochę odsłonić. Zapewne i przy zaufanej osobie starał się trzymać emocje na wodzy. Dzisiejszej nocy będzie miała okazję się o tym przekonać. - Zapomnij o prezerwatywach - nachyliła się do niego i pocałowała. - Jestem na środkach antykoncepcyjnych. Odpowiedział na pocałunek. Może nie był najbardziej doświadczonym mężczyzną na świecie, ale z pewnością wiedział, co robi. Pocałował Millę namiętnie, niecierpliwie, niemal szorstko. Kiedy popatrzyła mu w oczy, dostrzegła w nich ogień i zdecydowanie. Bez słowa Diaz wrzucił bieg i ruszył z kopyta autostradą w kierunku Boise. an43 298 - 20- Im szybciej zbliżali się do hotelu, tym bardziej rosło napięcie pomiędzy nimi. Gdy byli już prawie na miejscu, Milli wydawało się, że powietrze wokół jest gęste i duszne, czuła mrowienie całego ciała. Przez głowę przelatywały jej tabuny gorączkowych myśli: wszystkie o tym, co miało nastąpić niebawem. Oto wbrew zdrowemu rozsądkowi szła do łóżka z Diazem. Mogła to być naturalna, ludzka reakcja na to, co razem przeszli, na wspólną ucieczkę z lodowatych łap śmierci. Być może rano będzie tego wszystkiego żałować. Ale i tak to zrobi. Jej pożądanie było wszechogarniające, niemal bolesne. Tak bardzo chciała go poczuć w sobie, że spodziewała się orgazmu już w chwili, gdy mężczyzna ledwie jej dotknie. Chciała powiedzieć mu, żeby zjechał na pobocze; wskoczy na niego, obejmie nogami, zrobią to już, zaraz, zanim to gorące napięcie ją zabije. Ale z drugiej strony chciała wygodnego łóżka, tak jak i on, więc zagryzła zęby i w milczeniu starała się stłumić ogarniające ją kolejne fale zwierzęcego pożądania. Wreszcie dojechali. Diaz wbił stopy w przemoczone buty, zostawiając skarpety na podłodze, i wysiadł z auta. Milla nie zamierzała wyskakiwać radośnie na zewnątrz, mając na stopach tylko kilka pasków materiału i kawałki pokruszonej kory. Poczekała, aż Diaz obejdzie samochód, otworzy jej drzwi i pomoże wysiąść.