naukowymi. Ale Pierce z takim zapałem
opowiadał o swojej pracy, że nie mogła się temu oprzeć. Westchnęła. Ma takie piękne usta. Jak one muszą smakować... Rozpalona wyobraźnia podsuwała jej coraz to nowe obrazy. Niemal czuła dotyk jego ciała, dłonie błądzące po jej skórze, jego ciepło. Znowu westchnęła i wyciągnęła się w wodzie. Nagle szeroko otworzyła oczy. Zamrugała, po czym usiadła tak gwałtownie, że woda chlapnęła na podłogę. Co ona wyrabia? Czyżby zupełnie zwariowała? Przez całe lata z zasady unikała takich sytuacji i nie pozwalała sobie na podobne uczucia. Za dużo się napatrzyła, by wpaść w pułapkę. Jej koleżanki, mniej od niej przezorne, jedna po drugiej ładowały się w taki sam scenariusz. Miłość, małżeństwo, ciąża. Czasem w innej kolejności. Tak czy inaczej, każda z nich dochodziła do miejsca, z którego nie było odwrotu. Ich dalszy los był z góry przesądzony. Na całe życie utkną w zapadłej dziurze, nigdzie się nie ruszą, niczego nie zakosztują. Ich przyszłość była beznadziejnie przewidywalna. I nudna. Owszem, kilka razy umówiła się na kolację czy inne wyjście. Ale gdy tylko czuła, że z tego może coś być, że zaczyna łaskawszym okiem spoglądać na swojego towarzysza, z miejsca kończyła znajomość. W ten sposób złamała jedno, może dwa serca. Trudno, nic na to nie poradzi. Miała swój plan na życie. I chciała go zrealizować. Znowu mimowolnie przypomniała sobie zielone oczy Piercea. I jego kuszące usta. Nie, nie ulegnie podszeptom wyobraźni. Otwiera się przed nią przyszłość, ma fantastyczne perspektywy. Udało się jej wyrwać z rodzinnego miasteczka, teraz chce poznać świat. Nie da się zepchnąć z raz obranej drogi. Opamiętała się. Chyba za dużo sobie wyobraża. Przecież Pierce nawet na nią nie spojrzy. Chyba żeby wyrosły jej łodygi, liście i kwiaty. A na to się nie zanosi. Musi się opanować. Przecież ta pokusa nie jest ponad jej siły. Wytrzyma te kilka tygodni, póki nie wrócą rodzice chłopców. Odetchnęła głębiej, rozluźniła się. Tak, najważniejsze jest odpowiednie podejście.