- Niektóre kobiety nie uznałyby tego za komplement.
- Chodzi mi o to, że jesteście oboje bardzo silni, niewielu innych osiągnie kiedykolwiek podobną moc. - Właśnie, oboje jesteśmy bardzo silni. On nie jest tutaj jedyną potężną istotą. - A jednak cały czas boję cię o ciebie. - Boisz się o mnie czy boisz się mnie? Nie odpowiedział. Wróciła do sypialni, Bryan poszedł za nią, starannie zamykając drzwi balkonowe, udekorowane warkoczami czosnku i obwieszone krzyżami. Przyjrzał im się uważnie. - Interesujące... - mruknął. Zirytowała się. - Słuchaj, czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że skoro istnieje ktoś ponad nami, ktoś pragnący dla naszych dusz pokoju, to w sercu każdej myślącej istoty jest miejsce nie tylko na zło, ale również i na dobro? Zbliżył się, ujął ją za ramiona, głęboko zajrzał w oczy. - Widziałem wystarczająco dużo. - Ale wiara polega na tym, że wierzymy w to, czego nie widzimy - odparła cicho. - A jednak od jakiegoś czasu nie wierzysz we mnie i nie masz do mnie zaufania. RS 256 - Sam przyznałeś, że zabicie mnie jest jednym z twoich głównych celów. - Powiedziałem też, że tego nie zrobię. - Na razie - przypomniała. - Musimy połączyć siły i pokonać go. Tym razem na dobre. Ciągłe trzymał dłonie na jej ramionach, jego twarz znajdowała się tak blisko. Te oczy... Jak mogła ich nie rozpoznać? Zadrżała, lecz nie wiedziała, czy z pragnienia, czy z lęku przed zagrożeniem z jego strony. Nie mogła mu ulec, musiała oprzeć się pokusie, on jednak dotknął jej twarzy. Może jeszcze i wtedy zdołałaby się oprzeć, ale on szepnął: - Igrainia... W tym jednym słowie zdołał zawrzeć całą tęsknotę, która przetrwała wieki, całą radość z minionego szczęścia i cały ból z powodu jego utraty. I gdyby w tym momencie zamierzył się na nią, nie zdołałaby się cofnąć ani odwrócić. Ujął w dłonie jej twarz, nieskończenie czule przesunął kciukami po gładkich policzkach. Kiedy bezwiednie przytuliła się do niego, nachylił się i pocałował ją niespiesznie, zmysłowo, w dotyku jego warg i języka wyczuwała żar, który tlił się w nim przez wieki. Wsunęła palce w ciemne włosy, pocałunek stawał się coraz gorętszy, coraz bardziej szalony. Nie miała pojęcia, jak i kiedy ich ubrania znalazły się na podłodze, w każdym razie tonęli nadzy w swoich objęciach, ani na chwilę nie przerywając pocałunku, który czynił nieistotnym wszystko inne poza ogniem, w którym się spalali i w którym szukali zaspokojenia gorączkowego głodu. RS 257 Wreszcie ich wargi oderwały się od siebie, zaczęła całować jego szyję, obojczyki, tors, przesuwając się coraz niżej, obsypując go pieszczotami, odkrywając jego ciało na nowo, rozkoszując się jego siłą i twardością, zauważając blizny... Wydawało się, jakby te wszystkie lata znikły, znowu widziała