Lex i Willow zostali sami.
R S - A teraz, skarbie... - Chwycił ją za rękę. - Taniec, który mi obiecałaś. Z pewnością nie była jego skarbem i nie obiecywała mu, że z nim zatańczy, ale niegrzecznie byłoby odmówić, więc pozwoliła poprowadzić się na parkiet. Z przyjemnością stwierdziła, że Lex wspaniale tańczy. Zatraciła się w rytmie muzyki. Uwielbiała taniec i po chwili zapomniała o całym bożym świecie. Scott zdawał sobie sprawę, że zachował się niegrzecznie. Powinien wejść do środka. Wyszedł, ponieważ nie mógł przebywać z Willow w jednym pomieszczeniu. Co było z nim nie tak? Czyżby miał na jej punkcie obsesję? To mu psuło wieczór. Gdyby był o kilka lat starszy, sądziłby, że przeżywa kryzys wieku średniego, uganiając się za kobietą młodszą od siebie o dobrych kilka lat. No cóż, choć daleko mu było do czterdziestki, powinien się interesować kimś w podobnym wieku. Powinien interesować się Camryn. Musi odszukać szwagierkę i zaprowadzić ją do ciemnego ogrodu. Tam weźmie ją w ramiona i pocałuje. Będzie ją całował tak długo, aż ich ciała zapłoną pożądaniem i namiętnością. Tak długo, aż zapragną się kochać. Gdy uda mu się zapomnieć o Willow, oświadczy się Camryn. Taki był jego genialny plan. Ale to, co ujrzał w salonie, sprawiło, że o nim zapomniał. Głośna muzyka niemal pulsowała, ale tańczyła tylko jedna para - Brennen i Willow. Pozostali goście odsunęli się na bok i podziwiali tańczących. A było na co patrzeć! Choć Brennen był dobrym tancerzem, Scott widział tylko R S Willow. Obserwował, jak droczy się z partnerem, ociera się o niego prowokująco, wiruje wkoło własnej osi. Jej zmysłowe ruchy, długie nogi poruszające się z prędkością światła... To wszystko przyprawiało go o zawrót głowy. - Willow była nieświadoma jego obecności. Nie widziała nikogo poza mężczyzną, z którym flirtowała. Jej oczy lśniły radośnie, uśmiechała się prowokująco, a suknia w kolorze morskiej zieleni wirowała wraz z nią, przywodząc na myśl jedwabne skrzydła jakiegoś egzotycznego ptaka. Scottowi zaschło w gardle. Willow stanowiła uosobienie zmysłowości. Gdy piosenka dobiegła końca, w pokoju zapanowało milczenie, po czym wszyscy zaczęli bić brawo. Goście zgromadzili się wokół tańczącej pary i głośno wyrażali swój podziw. - To było niesamowite... — Wspaniale pani tańczy... - Panno Tyler - usłyszał głos teścia. - Tańczy pani lepiej niż Ginger Rogers... Proszono o bis. Scott nie mógł tego dłużej znieść. Wyszedł na patio. Cholera, zastanawiał się, co mam z tym wszystkim począć? Przeczesał niedbale włosy i udał się ścieżką prowadzącą przez ogród w stronę altanki.