Dobry Bo¿e, jak ona krucho wyglada. Jak niepewnie.
Zupełnie inaczej ni¿ Marla, która znał i której postanowił unikac. Podniósł swoja szklanke w ironicznym gescie toastu. - Dobranoc. Marla wslizgneła sie do pokoju i zamkneła za soba drzwi. Pózniej, ju¿ u siebie, próbowała wymazac z pamieci jego obraz. Nie rób tego, tłumaczyła sobie w drodze do sypialni. Tak, uratował ci ¿ycie, ale nie jestes mu nic winna. Nic. Musisz z tym skonczyc. Jestes ¿ona Aleksa. Na sama mysl o tym, ¿oładek podszedł jej do gardła. Nic miedzy nimi nie było, ani miłosci, ani namietnosci. Jesli kiedykolwiek kochała swojego me¿a, to było to dawno temu albo kryła to mgła niepamieci. Daj sobie wiecej czasu. Wkrótce wszystko sobie przypomnisz, wkrótce znowu bedziesz wiedziała, dlaczego zakochałas sie w Aleksie, a to zauroczenie Nickiem wyda ci sie smieszne. Okłamywała sama siebie. Uczucie, które wzbudzał w niej Nick, pierwotne i jedyne w swoim rodzaju, było czyms szczególnym. - Nawet o tym nie mysl - mrukneła do siebie. Musi oprzec sie tym niebieskim oczom. Jest me¿atka. Ma dzieci. A przecie¿... o Bo¿e, a przecie¿ jest bliska zakochania sie w tym człowieku. - Nawet go nie znasz - powiedziała głosno, patrzac na swoje odbicie w lustrze i skrecajac sie w srodku, bo choc ciagle nie rozpoznawała własnej twarzy, dostrzegła w swoich oczach po¿adanie. - Och, ty idiotko. - Zabebniła palcami po drzwiach szafki i spojrzała na kasetke z bi¿uteria. Te, w której 264 nie było pierscionka. Tyle rzeczy w jej ¿yciu zdaje sie do siebie nie pasowac. Zniechecona zdjeła z siebie płaszcz i rzuciła go na łó¿ko. Zda¿yła jeszcze rozpiac zamek bluzy, kiedy rozległo sie pukanie i Alex wsadził głowe w drzwi. - Chciałem ci tylko powiedziec, co słychac u dzieci - powiedział. Marla oparła sie jakos checi zapiecia bluzy pod sama szyje. Wiedziała, ¿e widac jej stanik i brzuch. Czuła sie naga, jakby nic na sobie nie miała. Alex obrzucił ja szybkim spojrzeniem, ale tego nie skomentował. - Oboje spia. - To dobrze. - Marla czuła sie okropnie za¿enowana. - Potrzebujesz czegos? - Nie, nie sadze. - Chciała tylko, ¿eby ju¿ wyszedł. Natychmiast. - Powiem Tomowi o lekach. Dopilnuje, ¿ebys dostawała je na czas. Marla potrzasneła głowa. - Nie trudz go, mysle, ¿e sama dam sobie z tym rade. Zostaw tu te tabletki. Mo¿esz mi wierzyc, kiedy znowu poczuje ból, sama je wezme. Spokój Aleksa zniknał. Spojrzał na nia ostro, zirytowany. - Nie sprzeczajmy sie ju¿ dzisiaj, dobrze? Zwłaszcza o Toma. Za to mu płace, wiec niech sie tym zajmie - rzucił stanowczo. Autorytatywnie Rozkazujaco.