Sama wygląda podobnie, gdy ma problemy z Tannerem.
Nie miała pojęcia, czym naraził się Jace, jednak czuła, że Parker nie zdoła długo dusić w sobie dręczących ją uczuć. Zresztą gdy wyrzuci z siebie żale, będzie jej lżej. Och, gdyby była tu teraz Cara! Ona znalazłaby właściwe słowa, by uspokoić Parker. Tymczasem rola pocieszycielki przypadła Shey. Musi wesprzeć przyjaciółkę. Jednak nim zdążyła otworzyć usta, Parker odwróciła się i rzuciła: - Problemy? Jakie ja mogę mieć problemy, skoro jestem księżniczką? Jestem rozpieszczona, zepsuta, uważam, że wszystko mi się należy. Każda moja zachcianka powinna być spełniona. Wystarczy, że czegoś zapragnę, a już to mam. Tak, z całą pewnością chodzi o faceta. Shey z nadzieją popatrzyła na przejście łączące kawiarnię z księgarnią. Może Cara wreszcie się pojawi? Niestety, były to płonne nadzieje. Nie pozostało nic innego, jak wymyślić dla Parker jakąś pociechę. - Z mężczyznami są same problemy. Nie są warci, by się nimi przejmować. Parker nabrała powietrza. Wyraźnie próbowała się uspokoić. - Nie ze wszystkimi. Jeśli sądzić po tych kwiatach, którymi obsypuje cię Tanner... On udowodnił, że jest coś wart. Dobrze się razem bawicie? - Czy dobrze się bawimy? - Shey prychnęła szyderczo. - To jest straszne. Jak tortura. Do niego nie dociera, że nie jestem nim zainteresowana. Chociaż dzisiaj nie przyszedł, więc może wreszcie poszedł po rozum do głowy. - Naprawdę go nie chcesz? - miękko zapytała Parker. - Jasne, że nie! On jest księciem. Ma na głowie poważniejsze rzeczy niż dręczenie mnie. Parker pokręciła głową. - Tego nie jestem taka pewna, Shey. On potrafi być bardzo uparty. - W stosunku do ciebie też był bardzo uparty, ale ostatecznie przejrzał na oczy i dał sobie spokój. Prędzej czy później moje przesłanie też do niego dotrze. Zresztą zobacz, dzisiaj nie przyszedł, więc może już po wszystkim. - No, nie do końca było tak, jak mówisz. W stosunku do mnie on wcale nie był taki nieustępliwy. Niby mnie szukał, ale tak jakoś bez przekonania. Po tym, jak odebrałaś go z lotniska i po naszym pierwszym spotkaniu, ukrywanie się przed nim bynajmniej nie nastręczało mi trudności. - Parker przez chwilę w milczeniu spoglądała na Shey. - Ani trochę. - Bo ja go rozpraszałam - pospiesznie rzekła Shey, zaniepokojona kierunkiem, w jakim niebezpiecznie zmierzała rozmowa. - Masz już jakieś zdanie w sprawie tego nowego ekspresu do cappuccino? - zmieniła temat w nadziei, że Parker nie będzie ciągnąć wcześniejszego wątku. - Hm... - Parker popatrzyła na bukiet przysłany wcześniej przez Tannera. - Może on nie był taki uparty, bo nie był przekonany, że nasz związek to dobry pomysł. Teraz jest inaczej. On naprawdę uparcie dąży do celu. - To tylko chwilowe zaćmienie. Temat zastępczy, bo ty