kawa, puszki z fasolką, słoiki salsy i zupełnie niepasujący
do tego wszystkiego dzbanek syropu klonowego z Vermontu. Po chwili w tylnych drzwiach stanęła Madison z aluminiowym dzbankiem napełnionym wodą. Lucy zamoczyła ścierkę. – Chyba już nie krwawisz – zwróciła się do syna. –W takim razie trzeba cię po prostu umyć. Gdzie jest Sebastian? – Nie wiem. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Może poszedł ujeżdżać mustangi albo polować na bizony. Mamo, on nawet nie ma łazienki! – Rzeczywiście, jest tu dość prymitywnie – zgodziła się Lucy. – Mówiłam, Clint Eastwood w ,,Bez przebaczenia’’ – jęknęła dziewczyna. W tej chwili Sebastian wszedł do środka przez frontowe drzwi. – Dlaczego ona ogląda filmy dla dorosłych? – zapytał. – Przecież nie ma jeszcze siedemnastu lat. – Pod rodzicielskim nadzorem – wyjaśniła Lucy. – Interesuje się historią filmu, więc oglądałam ,,Bez przebaczenia’’ razem z nią ze względu na to, że to brutalny film. Sebastian zmarszczył brwi. – Ja nie jestem brutalny. – Ale żyje pan tak jak Eastwood w tej początkowej scenie, gdy z dwójką dzieci... – Nie. Ja nie mam prosiąt – uciął krótko. Lucy spojrzała na córkę i potrząsnęła głową, sygnalizując jej, by nie próbowała rozwijać wątku. O dziwo, Madison tym razem posłuchała i ucichła. – Jak tam J.T.? – zapytał Sebastian. – Już lepiej. Dzięki za pomoc. – Nic mnie nie boli – wymamrotał chłopiec, wciąż przyciskając mokrą ścierkę do nosa. – To dobrze – stwierdził Sebastian bez szczególnego zaangażowania. – Idźcie teraz do stodoły obejrzeć sobie konie, a ja porozmawiam z waszą matką. Psy pójdą z wami. – Chodź, J.T. – westchnęła Madison, dla odmiany wcielając się w rolę opiekuńczej starszej siostry. – W stodole nie może być o wiele gorzej niż tutaj. Gdy dzieci sobie poszły, Sebastian odchrząknął znacząco. – Ta mała ma niewyparzoną buzię. – Och, obydwoje są fantastyczni – uśmiechnęła się Lucy. Sebastian w milczeniu zatrzymał na niej wzrok. Cisza dźwięczała w uszach. Żadnej klimatyzacji, żadnych samochodów, nie było słychać nawet śpiewu ptaków. – Plato powiedział, że jesteś na urlopie dziekańskim. – Aha, więc taką wersję teraz rozpowszechnia. Cholera. Zapomniałem, że jego matka wykłada w college’u. Powiedz mi, po co tu przyjechałaś? – dodał po chwili, wciąż intensywnie przewiercając ją wzrokiem. – Obiecałam to Colinowi – rzekła, bardzo zdumiona, że zabrzmiało to tak niedorzecznie. – Obiecałam mu, że jeśli kiedykolwiek będę potrzebowała pomocy, zwrócę się do ciebie. Dlatego przyjechałam. Ale myślę, że w gruncie rzeczy nie potrzebuję twojej pomocy. – Nie?